28.8.08

Franciszek wraca na Podlasie

Po dwóch miesiącach burzliwego życia w stolicy Franciszek pakuje manatki, robi drobne sprawunki, ostatni raz odwiedza Instytut Cervantesa i wraca do domu. Narzędzia percepcyjne ma póki co ubogie, więc pewnie zapamięta Warszawę jako pikantną miksturę dźwięków i innych bodźców, które w życiu pięciomiesięcznego podróżnika są pewnie nie lada sensacjami. Dudnienie metra, hiszpańskojęzyczne konwersacje, podwójne ciemności w kinie Muranów. Zapewne nieobojętne mu były smakołyki przyswajane w uroczych zakątkach Powiśla. Poszwendało się trochę, nie ma co! Był na uroczystym otwarciu Krakowskiego Przedmieścia, którejś nocy zapuścił się w głębokie uliczki Starego Żoliborza, z 21 piętra wieżowca przy Chmielnej przyglądał się miastu.

Teraz z wielkomiejskiej pajęczyny przenosi się do miasta, które Jego rodzice chcieliby Mu przedstawić jako dom, ojczyznę, takie tam. Mają nadzieję, że Franciszkowi spodoba się na Podlasiu.

7.8.08

Brak czasu, nudy płodowe, italo disco

Franiu, Franiu! Nie mam czasu, żeby regularnie prowadzić elektroniczny dzienniczek i opisywać kolejne dni Twojego brzusznego żywota. Siedzę 12 godzin w chłodnych piwnicach kamienicy przy Foksal i nalewam do różnych szklaneczek i kieliszków kolorowe płyny. Parzę kawę czarną jak smoła i wycinam trójkąty z kremowych połaci tiramisu. Czasem przyrządzam malinowy sos na brandy i białym winie (z lodami waniliowymi i listkiem mięty, palce lizać!). Czasami butelka wymknie mi się z rąk i wtedy na stromych schodach zaplecza pojawia się na moment wzburzony wodospad wytrawnego Lambrusco.

A Ty się w tym czasie uczysz hiszpańskiego. Ciekawe, czy zapamiętasz coś z zajęć, na które uczęszczacie popołudniami z Martuszką... Podobno już nieźle zadomowiłeś się w środku i potrafisz psocić. W książkach na temat ciąży można przeczytać, że w Twoim wieku człowiek stosuje różne środki zaradcze na płodową nudę. Jeden z moich ulubionych przykładów to zabawa własną pępowiną. Jak się ją dobrze ściśnie, to kręci się w głowie. Tylko pamiętaj, wszystko z umiarem. Nie mogę się też doczekać, kiedy wreszcie poczuję przez skórę brzucha Twoje kuksańce. Ale jak patrzę na Martuszkę, to widzę, że nie próżnujesz i rośniesz sumiennie, zatem pewnie wkrótce uderzysz z odpowiednim impetem.

Ps. Dla odważnych. Poniżej kładę kluczyk do tajemnych drzwiczek, którymi dostaniecie się wprost na estradę Sanremo. Jest rok 1983. Specjalnie dla Was śpiewa (ja mam ten luksus co wieczór) prawdziwy Włoch... Toto Cutugno!