Po dwóch miesiącach burzliwego życia w stolicy Franciszek pakuje manatki, robi drobne sprawunki, ostatni raz odwiedza Instytut Cervantesa i wraca do domu. Narzędzia percepcyjne ma póki co ubogie, więc pewnie zapamięta Warszawę jako pikantną miksturę dźwięków i innych bodźców, które w życiu pięciomiesięcznego podróżnika są pewnie nie lada sensacjami. Dudnienie metra, hiszpańskojęzyczne konwersacje, podwójne ciemności w kinie Muranów. Zapewne nieobojętne mu były smakołyki przyswajane w uroczych zakątkach Powiśla. Poszwendało się trochę, nie ma co! Był na uroczystym otwarciu Krakowskiego Przedmieścia, którejś nocy zapuścił się w głębokie uliczki Starego Żoliborza, z 21 piętra wieżowca przy Chmielnej przyglądał się miastu.
Teraz z wielkomiejskiej pajęczyny przenosi się do miasta, które Jego rodzice chcieliby Mu przedstawić jako dom, ojczyznę, takie tam. Mają nadzieję, że Franciszkowi spodoba się na Podlasiu.
Teraz z wielkomiejskiej pajęczyny przenosi się do miasta, które Jego rodzice chcieliby Mu przedstawić jako dom, ojczyznę, takie tam. Mają nadzieję, że Franciszkowi spodoba się na Podlasiu.