26.5.08

Płeć

Niebieskie czy różowe? A co za tym idzie: autko czy lala? Oto pytanie ważkie, najważniejsze! Niesłychana jest aktywność ludzka dotycząca przewidywania tożsamości płciowej dziecka. Skromnych rozmiarów płód, który podręcznik medyczny do niedawna przezywał embrionem, trudzi się jak tu rączki, nóżki wykształcić, a tymczasem na zewnątrz brzucha wróżby sypią się garściami.

Katalog moich ulubionych przepowiedni zawiera co następuje:

1) kształt brzucha (to podobno klucz do ogłoszenia werdyktu, choć nie wiem jakie są kryteria)
2) harmonogram mdłości ze szczególnym uwzględnieniem refluksu (tu, zdaje się, rządzi zasada: rano na babę, wieczorem po męsku)
3) mapa zachcianek żywieniowych (upodobanie do kwaśnego daje ponoć stuprocentową pewność: chłopak; czyli że czekolada, miód i boczek - dziewczynka...)

i moja ulubiona wróżba: 4) dziewczynka zabiera urodę matce, chłopiec bardziej łaskawy (patrz twarz brzemiennej)

Mam niejasne przeczucie, że prawidłowości jest znacznie więcej i można dowolnie je mnożyć, a humorystyczne walory tego typu zabiegów są nie do przecenienia. Mimo to ze spokojem oczekuję potomka, którego póki co razem z Martuszką dyplomatycznie zowiemy Ludzikiem. Pewnie Mu teraz pąsowieją uszy (o ile już je ma).

23.5.08

Szczawik

Niedzielny poranek próbował przecisnąć się przez żaluzje. Przyklejony do monitora podziwiałem szeroki świat przez google'a szkiełko i oko. Nieznaczne trzęsienie kołdry za moimi plecami mogło oznaczać kolejną senną przygodę mojej Ukochanej, ale równie dobrze... przebudzenie. Nie podejrzewałem jednak, że sprawy potoczą się w tak ekspresowym tempie:

- Mmm, kochanie... Taka jestem głodna! (tu krótka pauza i zdecydowane natarcie) Ale bym zjadła ZUPĘ SZCZAWIOWĄ!

Ze względu na wczesną porę i dopiero co napoczętą kawę dane przetwarzane przeze mnie z oporem zgrzytały mi w tyle czaszki. Nim jednak jakakolwiek sensowna odpowiedź wykluła się w mojej głowie, zdumiony usłyszałem głos Martuszki o zupełnie innym zabarwieniu emocjonalnym:

- Agata? Cześć, spałaś?! (pauza, w tym czasie spoglądam na monitor, jest 8:22) Słuchaj, masz może jeszcze ten szczaw w słoiczkach od Twojej mamy? (pauza, odwracam się i widzę moją Lubą w pościeli z telefonem komórkowym) Tak, to super!!! (krótka pauza, po której pada gorące zapewnienie) Nie, nie! Spokojnie się wyśpij i jak już wstaniesz, to wtedy wpadaj!

Tak oto dzięki słynnym ciążowym zachciankom żywieniowym, znanym mi dotychczas jedynie z amerykańskich filmów klasy G, miałem okazję upichcić pierwszą w mojej kucharskiej karierze szczawiową. Z jajcem, a jakże!

22.5.08

Historia pewnego autostopu

Po długich i profesjonalnych przygotowaniach wreszcie ruszyliśmy. Naszym celem była zajadła rywalizacja w XI Międzynarodowych Mistrzostwach Autostopowych rozgrywanych na trasie Sopot-Monachium. Najpierw trzeba nam było dotrzeć na wybrzeże, toteż bladym świtem umieściliśmy się w pociągu, od czasów rozbicia dzielnicowego chyba zwanym Strzałą Północy. Po ośmiu godzinach łamanej drzemki, wyczołgaliśmy się na gdański peron i ruszyliśmy w kierunku teatru Miniatura, gdzie jak zwykle niezawodny Jacek Malinowski przygarnął nas i obiecał przenocować.

Wkrótce lepsza połowa naszego zespołu poczuła znaczne osłabienie. Czas, który pozostał do startu kapał i kapał, aż nadeszła ostatnia noc. W zaimprowizowanym na kanapie sztabie technicznym trwała decydująca narada. Nad ranem po skrupulatnym przebadaniu zespołu doszliśmy do wniosku, że nie możemy narażać się na dyskwalifikację. Regulamin jasno określa zasady: w zawodach udział biorą zespoły dwuosobowe. Nas okazało się nieco więcej!

Tego ranka kalendarz wybił 1 maja. Dotąd moja Ukochana, w dalszym ciągu opowieści zwana również Martuszką, nie spodziewała się, że od kilku tygodni spodziewała się dziecka. A jak się już niespodzianka wydała, wpadliśmy sobie w ramiona i... zaczęliśmy żyć potrójnie.

Chciałbym, żeby wszyscy ciekawi rozwoju wypadków, mogli razem z nami śledzić przygody naszej filigranowej, choć z każdym dniem przybierającej na wadze Osobistości. Już 3 tygodnie, jak sobie we trójkę żyjemy - najczęściej śmiesznie, rzadko strasznie. O tym będzie tutaj stało. I o owym też, bo dygresja jest przecież smakiem opowieści.