29.1.09

Życiowe fazy przejściowe

Jest taki moment w życiu niemowlaka, kiedy zrzuca z siebie piętno noworodka. Według poradnika medycznego ,,Wikipedia" dzieje się to po 28 dniach od chwili narodzin.

No więc stało się. Już Cię, Franek, neonatolog zaczepiał nie będzie! Już Ty smółki więcej nie wydalisz! Już Ci kikut pępowinowy nie uschnie! W głębokim tle brzęczą słowa noblistki, melorecytowane zawadiacko przez panią Korę: ,,nic dwa razy się nie zdarza" (premier Pawlak ośmieliłby się pewnie wątpić).

Teraz nowe zadania przed Twoją pięciokilogramową posturą. Trzeba mieć stalowe nerwy i wypić morze matczynego mleka, żeby temu wszystkiemu sprostać. Bo to i raczkowanie, i ząbkowanie, a i pokarmów stałych przyswajanie. Szczepionki, spacerki, siadanie, padanie, guganie, padanie, siadanie, padanie, ech!

Żeby podkreślić ów wyjątkowy moment, wybraliśmy się na kawę (i mleko) do ,,Pożegnania z Afryką" (sic!). Uroczystości koncelebrowała z nami do późnych godzin popołudniowych ciocia Agata Papierz, jak najbardziej przez ,,er-zet".



26.1.09

Pierwsze lekcje geografii w terenie

Pamiętam swoją pierwszą samodzielną wyprawę do śródmieścia. Mieszkałem wtedy na osiedlu Białostoczek i żeby dotrzeć do centrum miasta, musieliśmy razem z kolegą z klasy przejechać autobusem aż cztery przystanki. Do dziś noszę w pamięci posmak tamtej przygody niepozbawionej ryzyka (samowolka z czasów wczesnej podstawówki to nie w kij dmuchał). Kto wie, czy to nie właśnie wtedy zaczęły się moje młodzieńcze rojenia o podróżach, co nieco później zaowocowało autostopowymi włóczęgami w poprzek Europy...

Nasz syn też powiększa granice swojego świata. Do podstawówki ma jeszcze trochę czasu, ale nie siedzi bezczynnie. Zaczęło się w sylwestrowe popołudnie. Do tej pory całym jego uniwersum był Martuszkowy brzuch. Co prawda kosmos, w którym nie da się solidnie rozprostować nóg, wydaje się nie do pozazdroszczenia, ale z tego co wiem, dzieciom jest tam nie najgorzej (niektórzy nawet twierdzą, że żywot płodowy to najlepsze, co człowieka w życiu może spotkać). I w jednym momencie zmieniło się wszystko. Przetransportowany na zewnątrz - do krainy nowych dotkliwych bodźców - Franciszek zaczął uczyć się nowych reguł, pointując najciekawsze doznania płaczem. Żeby go z tym nowym światem oswoić, pielęgnowaliśmy go starannie, pokazując mu dokładnie jego nową przestrzeń życiową, oznaczoną tajemniczym skrótem M2.

Minęło kilkanaście dni szklarniowego chowu i znowu zmiana. Nie jest to co prawda podróż do Indii, ale, że się znów powtórzę, od czegoś trzeba zacząć. Franciszek zaczyna od godzinnych przejażdżek autem po okolicy. Czy dużo z nich pamięta? Na pewno bardzo lubi dźwięk silnika. Po powrocie do domu żartujemy, że kiedyś, chodząc z dziewczyną po mieście będzie wspominał swoje pierwsze wycieczki i pokazywał: o, tu spałem, tu spałem.

21.1.09

Odwiedki (część 2)

Gdy zatem uchylą się drzwi, w konturze framugi prawdopodobnie pojawi tzw. tata. Do tej pory człowiek miał imię, status naukowy (student), ksywkę. Był kolegą, ziomem, synem, bratem, szwagrem, sąsiadem, panem z brodą. Było, minęło. Odtąd ludzie zwać Cię będą tatą, względnie ojcem. Przemiana godna celi Konrada. Nie muszę dodawać, że z mamą dziecka sprawa wygląda bardzo podobnie (a jednak dodałem).

Tata i mama prezentują więc wśród przepisowych ochów i achów małego kierownika zamieszania, który - ku ich szczeremu zdziwieniu - nie płacze, nie grymasi, najczęściej słodko śpi (,,no nie to dziecko"), a przede wszystkim wygląda. Czajnik z wodą na kawę/herbatę już gorączkowo skacze po kuchence, już bezlitośnie ćwiartujemy ciasto, ,,łyżeczki, kochanie" - powoli opada kurz i można zacząć w miarę normalnie rozmawiać.

Normalnie... Niesamowite, że bez żadnego przymusu, powiem więcej, z pasją godną wspomnień z utracjuszowskich czasów, dorośli ludzi, którzy do tej pory rozmawiali o nowych książkach, politycznych skandalach, roztrząsali samorządowe zawirowania, nagle zupełnie zmienili horyzont zainteresowań i rozprawiają z dużą ciekawością nad fizjologią noworodka z wszelkimi możliwymi do poruszenia szczegółami, kikuta pępowinowego nie pomijając. Dyskusja jest gęsta, ściszone głosy podnoszą się co chwila, oczy powiększają ze zdziwienia (,,niebieska kupa?").

Być może nie do końca wypada pisać o prezentach. Ktoś się z pewnością poczuje dotknięty, że jego pajacyk nie został wymieniony na pierwszym miejscu. Ograniczę się zatem do stwierdzenia, że siatkowa szafka wielopiętrowa, w której Franciszek gromadzi swoje pierwsze na tym świecie przedmioty, pęcznieje imponująco. W imieniu obdarowanego dziękujemy. Mamusia i tatuś (dawniej Marta i Damian).


Ilustracja z pluszowej książki, którą Franek dostał od tandemu odwiedkowego ,,Ciocia Magda & Wujek Andrzej"

18.1.09

Second life

Jeszcze niedawno mieliśmy w planach lekkomyślne nocne eskapady, bezkresne plaże Brazylii, rozczochrane norweskie fiordy. Gdy zaczynaliśmy o tym rozmyślać, świat wydawał się na wyciągnięcie ręki.

Po drugiej stronie szyby panują zgoła inne prawa. Nasz osesek nie znosi kompromisów. W kontrakcie, który z nim podpisaliśmy, stoi tłustym mlecznym drukiem: dyspozycyjność absolutna. A codzienna praktyka w jasny sposób podaje nam wykładnię tego sformułowania.

Oto są więc nasze obecne Mont Everesty wypoczynku. Pierwszy w tym roku film (to co, że ,,1612", liczy się sama czynność). Dłuższy (ponadgodzinny) sen. Cisza (bez komentarza). Pobieżny przegląd prasy, ewentualnie wiadomości w radio.

A marzenia? Kino, kolacja poza domem, pilsner, nieśpieszne zakupy, dłuższa przejażdżka autem. No i oczywiście, żeby Franek był zdrowy i szczęśliwy, co najmniej tak jak my.



15.1.09

Wielozdjęć z opisem

Długie dwa tygodnie żyłem w naiwności, że noworodki stać jedynie na podnoszenie główki i obróbkę mleczną zakończoną mniej lub bardziej efektownym finałem. Koniec końców okazało się nie po raz pierwszy, jak nierzetelne są wszelkiej maści poradniki. Nie wierzcie w bezczynność Waszych pociech, choćby wydawały się kruche jak przedwojenna cukiernica. Mimo młodego wieku nasz Franciszek próbuje już różnych aktywności.

Już pierwsza lekcja flamenco pokazała, że nie brak mu temperamentu. Podobnie zresztą jak apetytu na podróże (póki co, te nieduże).

Znajomość zwyczajów panujących w odległych kulturach udowadnia brawurowym wykonaniem fali meksykańskiej.

Po wszystkich zaś wyczynach przekonuje się kolejny raz, że nie ma to jak zapaść w smaczny sen.

13.1.09

Wejście smoka

O ssacza naturo! Ty, co każesz eksploatować pierś do cna i ze wszystkich sił! Ty, co widzisz w cycu górski strumień i biegniesz pić! Ty, która co noc budzisz mnie, a ja budzę Martuszkę, a ona siada nieprzytomna na łóżku i karmi (i karmi, i karmi...)!

O ludzka przebiegłości! Ty, co wiele zrobisz, żeby odpocząć: znaleźć czas na toaletę, na krótką drzemkę, na sudoku! Żeby zaznać upragnionej ciszy, wynalazłaś gumowy substytut, którego zadaniem dać się miętosić i wyniszczać, wciąż i wciąż!

O smoku, dobrodzieju! Żyj nam długo, a my Cię w zamian będziemy regularnie wyparzać i wyrażać się z szacunkiem o Twych gumowych mocach!



12.1.09

Poranny przegląd prasy

No nie można, nie można już spokojnie pisać sobie blogu. Teraz jak się, nie daj Bóg okaże, że wygram ten konkurs, będę musiał dać redaktor Jasińskiej śmiga na skuterze.

Poczytaj jak obsmarowano moją rodzinę w ,,Kurierze Porannym"

10.1.09

Odwiedki (część 1)

Imprezy to osobny rozdział w życiu. Wybaczcie, nie jest to odpowiednie miejsce na tego rodzaju wspomnienia (noworodki, podobnie jak ściany, mają uszy!). Przywołuję tę wielonurtową, życiową aktywność tylko dlatego, że doświadczamy ostatnio zupełnie nowej w naszym życiu kategorii w ramach przestronnej galaktyki imprezowej.

Historia odwiedek jest pewnie niewiele młodsza niż sama ludzkość i jak się już zdążyłem zorientować, istnieje kanon, według którego ów rytuał odbywa się i dobrze go prędko przyswoić, żeby nie wyjść na gbura albo innego społecznego indolenta.

Język polski przygotował specjalnie na tę okazję wyrażenie potoczne ,,iść w odwiedki" i za mądrą radą ojczyzny-polszczyzny wszyscy się wybierają i przychodzą. Wcześniej dobrze wysondować telefonicznie lub smsem (bądź przez umyślnego), czy to już, potem wybrać się na zakupy (przy tym dokonać trudnego wyboru między uroczą, wprost słodziutką kaczuszką, myszką, żabką a praktyczną, lecz mniej sympatyczną paczką pieluch, ewentualnie kremem od odparzeń), by w końcu stanąć przed drzwiami i zastanawiać się długo, czy to zapukać cichutko, czy krótko dryndnąć dzwonkiem. A gdy powoli uchylą się drzwi...



W miarę rozwoju wypadków nastąpi ciąg dalszy opisu fenomenu społecznego odwiedek.

8.1.09

Śniło mi się, że zasnąłem

Przepastne doliny snu, leniwe łąki poobiednich drzemek, obłe polany beztroskiego polegiwania! Wszystkie te smakowite wspomnienia, tak dalekie i nierzeczywiste, odfrunęły w płuckach różowego balonika, daleko, jeszcze dalej.

W luksusie snu pławi się za to nasz mały Francesco, wybierając sobie pory według Jemu tylko znanego klucza. Pozostaje nam się jedynie domyślać, w czym jest lepsza ósma rano od czwartej w nocy. Nie mamy jednak powodów wątpić, że racja leży po stronie Jego filigranowej osoby.

Poniżej skromna próbka przyjemności, z jaką eksploruje senne pieczary, nasz sen, chciałem powiedzieć syn.


7.1.09

Laboratorium

Obsługa niemowlaka to sprawa skomplikowana, ale też dająca wiele satysfakcji. Nasze mieszkanie przypomina trochę zaplecze pracowni chemicznej albo może nawet laboratorium szalonego alchemika. Bo to i niebezpiecznie bywa, i nie do końca wiadomo, o co chodzi. Ale przede wszystkim podobieństwo ujawnia się przez wielość składników potrzebnych do rozlicznych na brzdącu operacji oraz przez wysoki stopień skupienia towarzyszący wykonywanym czynnościom.

Nie brakuje też w związku z owymi magicznymi zabiegami rewelacji, którym nie możemy się nadziwić: że kupa może mieć tyle odcieni zieleni, że pomysłowość malucha (na przykład w pozbywaniu się nielubianej czapeczki) godna jest - jeśli nie Adama Słodowego - to na pewno Dobromira. Nie wspomnę o efekcie strażaka Sama, w ucieczce przed którym trzeba refleksu Kubicy, by ujść suchą, powiedzmy nogą, wartkiemu strumykowi.

I tak dalej, i tak dalej. Tymczasem Martuszka blada z niewyspania, a mnie pod oczami rosną wory. Don't worry!

4.1.09

Wsi spokojna...

Wreszcie w domu. Franek pojawił się wczoraj, a my staramy się przypomnieć sobie jak wyglądało życie we dwoje. Cykl ssąco-trawienny różni się nieco od zwyczajowego pomieszkiwania w czterech ścianach. Póki co funkcjonujemy na warunkach juniora, ale w konspiracji naradzamy się jak tu uszczknąć kwadrans na sen i podobne luksusy. Łatwo nie będzie. Zainteresowanym losami mini człowieka z Branickiego prezentujemy jego kostium podróżny typu ,,babuleńka" - doskonały na takie okazje jak na przykład przejażdżka z kliniki do domu podczas siarczystego mrozu:


1.1.09

Uzupełnienie poprzedniej depeszy

Najbardziej nietypowy sylwester jaki mi się zdarzył, zdarzył się niedawno, bo wczoraj. Mieliśmy w planach USG w południe, potem zakupy (Martuszka planowała odurzać się wieczorem kawowym karmi), jakieś odwiedziny i wreszcie bal domowy, co prawda w najskromniejszym z możliwych składzie, ale za to kostiumowy.

Nie zawsze jednak życie układa się idealnie - czasami układa się lepiej. Tak też było i tym razem. O 15:10 zjawił się między nami Franciszek w całej swej okazałości (4250 gram i 60 cm długości) i powiedział: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! W tym czasie krawiec zajmował się cerowaniem opustoszałego brzucha Marty, która zastanawiała się, gdzie się podziały jej nogi i kiedy do niej wrócą. Cięcie godne cesarskiej precyzji, szampan i życzenia od załogi krążownika ,,Parkowa 6" i całe to zamieszanie nastąpiło z niewątpliwej winy Franka K., którego podobiznę podajemy do ogólnej wiadomości. Hurra!