27.10.08

Podróż i niejeden uśmiech

Jeżeli człowiek ma jakieś wspomnienia z czasów życia płodowego, to ciekawe jak Franciszek (-szka?) zapamięta ostatni weekend. Liczba kopniaków i kuksańców, które zaserwował Martuszce w trakcie drogi do Zamościa, mówi co nieco o jego podróżniczej smykałce. Inna sprawa, że towarzyszącą naszej wycieczce muzykę zespołu Brazuca Matraca zna na pamięć i widocznie ją lubi.

Odwiedziny ciotki Joanny (kopnął dopiero, kiedy się oficjalnie przedstawiła) i jej urodzinowe party zapamięta pewnie ze względu na czasochłonny, ale i smakowity deser. Zwiedzanie zamojskiej starówki będzie musiał kiedyś powtórzyć, bo spod zimowego płaszcza trudno dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć, a co dopiero wyrobić sobie na ten temat opinię. Zawsze jednak będzie mógł powiedzieć, że tu był. Zresztą, są dowody:


A po spełnieniu włóczykijowych obowiązków i lądowaniu w domowych pieleszach dowiedzieliśmy się jeszcze, że dzieciństwo naszej pociechy będzie pewnie odrobinę mniej samotne. Paweł jest przekonany, że Frankowi przybędzie koleżanka, a wiadomo: nie ma nic pewniejszego niż rodzicielskie intuicje. Kochani, gratulujemy!



17.10.08

Lepsze czasy

Nie wiem, do jakiej historycznej daty odwołują się sklepikarze w naszej okolicy, którzy od 15 października jak jeden mąż wprowadzili opłaty za jednorazowe reklamówki w swoich punktach sprzedaży. Jeszcze ciekawsze niż sama data wydaje mi się uzasadnienie zmian. Chodzi o tzw. biodegradalność nowych produktów, z czego wnoszę, że reklamówka foliowa (prognozowany czas rozkładu 500 do tysiąca lat) jest w produkcji tańsza niż jej biodegradalna (24 miesiące do momentu absolutnego zniknięcia) siostra, za co należy się 10 groszy. I dobrze.

Mam nadzieję, że skutki opisywanej rewolucji okażą się trwałe i nasz potomek będzie się dowiadywał o złowrogim szeleście foliowych toreb już tylko z opowieści swoich licznych wujków. Jeżeli dodać do tego informacje na temat prędko wysychających złóż ropy, niewykluczone, że będzie mu się żyło całkiem zdrowo.

A wszystkim energooszczędnym i emitującym z umiarem rozmaite dwutlenki dedykuję piosenkę i teledysk Macaco:

Mama Tierra


13.10.08

Zamęt o podłożu płciowym

Kiedy całkiem niedawno wkraczliśmy na ostatnią trymestralną prostą, w pewnym momencie zachwiała się nasza wiara. We wszechwiedzącą medycynę! Wielce tajemniczy, ale zarazem budzący respekt skrót USG zawyrokował już w czternastym tygodniu, że w Martuszkowych wodach płodowych pławi się nasz pierworodny syn. A tu po ostatniej wizycie u lekarza dowiadujemy się, że... nic nie wiemy. Bo tętno każe się domyślać, że albo to będzie nadpobudliwy rozrabiaka, albo powinienem zacząć trenować zaplatanie warkoczyków.

No i mamy problem. Bo teraz właściwie nie wiadomo, jak się do dziecka zwracać. Do tej pory w drobnych domowych sporach szukałem genderowych przewag: bo my z Frankiem wolimy oglądać mecz, bo to babska robota. A kiedy Marta narzekała , że mocno kopie, z zadowoleniem cytowałem: ,,Może Go do Jagiellonii wezmo..." Z drugiej strony mogłem też usłyszeć: wy faceci!

A teraz pat. I jakoś głupio tak jednoznacznie nazywać, kiedy się nie wie. Ćwiczymy się więc cierpliwości, otwarci na każde rozwiązanie. Czasami tylko Marcie przyśni się, że rodzi córeczkę, a ja i tak wiem swoje.