10.1.09

Odwiedki (część 1)

Imprezy to osobny rozdział w życiu. Wybaczcie, nie jest to odpowiednie miejsce na tego rodzaju wspomnienia (noworodki, podobnie jak ściany, mają uszy!). Przywołuję tę wielonurtową, życiową aktywność tylko dlatego, że doświadczamy ostatnio zupełnie nowej w naszym życiu kategorii w ramach przestronnej galaktyki imprezowej.

Historia odwiedek jest pewnie niewiele młodsza niż sama ludzkość i jak się już zdążyłem zorientować, istnieje kanon, według którego ów rytuał odbywa się i dobrze go prędko przyswoić, żeby nie wyjść na gbura albo innego społecznego indolenta.

Język polski przygotował specjalnie na tę okazję wyrażenie potoczne ,,iść w odwiedki" i za mądrą radą ojczyzny-polszczyzny wszyscy się wybierają i przychodzą. Wcześniej dobrze wysondować telefonicznie lub smsem (bądź przez umyślnego), czy to już, potem wybrać się na zakupy (przy tym dokonać trudnego wyboru między uroczą, wprost słodziutką kaczuszką, myszką, żabką a praktyczną, lecz mniej sympatyczną paczką pieluch, ewentualnie kremem od odparzeń), by w końcu stanąć przed drzwiami i zastanawiać się długo, czy to zapukać cichutko, czy krótko dryndnąć dzwonkiem. A gdy powoli uchylą się drzwi...



W miarę rozwoju wypadków nastąpi ciąg dalszy opisu fenomenu społecznego odwiedek.

4 komentarze:

IzaO. pisze...

Obejrzałam: Franco Battiato, La Stagione dell'amore. Wygląd odwiedzin poporodowych u mnie ewidentnie kojarzy mi się z tym teledyskiem. Starałam się wyglądać na energiczną, cudowną, zachwyconą. Jak mi to wychodziło? Ano, pląsy Franco oddają to idealnie!

Damian Kudzinowski pisze...

Nasz odwiedkowy pląs dopiero się zaczyna. Najbardziej przerażające jak na razie są liczby (spodziewanych gości). Choć oczywiście bardzo chcemy się cieszyć nowym obywatelem ze wszystkimi naszymi znajomymi.

volfen pisze...

nie widzę swojego kubka na zdjęciu, chyba to falsyfikat :)

Damian Kudzinowski pisze...

A właśnie, Paweł, miałem do Ciebie dzwonić, bo nie mogę znaleźć kubka, w którym piłeś kawę. Pewnie leży obok czapki...