13.10.08

Zamęt o podłożu płciowym

Kiedy całkiem niedawno wkraczliśmy na ostatnią trymestralną prostą, w pewnym momencie zachwiała się nasza wiara. We wszechwiedzącą medycynę! Wielce tajemniczy, ale zarazem budzący respekt skrót USG zawyrokował już w czternastym tygodniu, że w Martuszkowych wodach płodowych pławi się nasz pierworodny syn. A tu po ostatniej wizycie u lekarza dowiadujemy się, że... nic nie wiemy. Bo tętno każe się domyślać, że albo to będzie nadpobudliwy rozrabiaka, albo powinienem zacząć trenować zaplatanie warkoczyków.

No i mamy problem. Bo teraz właściwie nie wiadomo, jak się do dziecka zwracać. Do tej pory w drobnych domowych sporach szukałem genderowych przewag: bo my z Frankiem wolimy oglądać mecz, bo to babska robota. A kiedy Marta narzekała , że mocno kopie, z zadowoleniem cytowałem: ,,Może Go do Jagiellonii wezmo..." Z drugiej strony mogłem też usłyszeć: wy faceci!

A teraz pat. I jakoś głupio tak jednoznacznie nazywać, kiedy się nie wie. Ćwiczymy się więc cierpliwości, otwarci na każde rozwiązanie. Czasami tylko Marcie przyśni się, że rodzi córeczkę, a ja i tak wiem swoje.


3 komentarze:

olenka.arch pisze...

wow...a to ciekawe...hehe ;)
jak widać życie lubi zaskakiwać :D
pozdrawiam gorąco całą trójkę!

Damian Kudzinowski pisze...

I my potrójnie pozdrawiamy holenderską ciocię.

volfen pisze...

:) ja zawsze wiedzialem ze pierwsza bedziecie miec corke :)